mp-close
mss-mapa
Mistrzostwo zaczyna się dziś!

Mistrzostwo zaczyna się dziś!

Człowiek ma niezwykłą umiejętność adaptacji. Wszak potrafimy mieszkać w arktycznych temperaturach, są tacy co przebiegli pustynie Gobi, a Olek Doba udowodnił, że można przepłynąć Atlantyk… kajakiem!

Są też tacy, którzy codzienną pracą potrafią doprowadzić swoje ciało do zdobycia Mistrzostwa Świata albo do zarobienia miliona złotych w krótkim okresie czasu. Nie mówiąc już o tych, którzy potrafią wygrać konkurs chopinowski…

Prawdopodobnie jednak nie jest to dla Ciebie. Dlaczego? Bo na drodze do mistrzostwa mamy przynajmniej 2 ogromne wyzwania:

Po pierwsze, żeby zahartować ciało do zrobienia niezwykłych rzeczy, potrzeba lat celowego i dobrze ukierunkowanego treningu. Talent zawsze przegrywa z ciężką pracą i wg mnie jest przereklamowany. Mało ludzi potrafi jednak przez lata utrzymywać rygor ciężkiej pracy. Wybierają lenistwo: narzekanie, ślęczenie na kanapie przed telewizorem i bieżączkę w podrzędnej pracy. Ja to nawet rozumiem…
Po drugie, trening prowadzący do mistrzostwa jest monotonny. Siatkarz musi wykonać kilkanaście tysięcy zagrywek z wyskoku, żeby celować piłką w dowolnego przeciwnika na przyjęciu z prędkością powyżej 100 km/h. Sprzedawca zaś musi wykonać tysiące rozmów by odkryć najlepsze algorytmy sprzedaży i stać się wybitnym specjalistą. Ludziom się zazwyczaj nie chce. Pierwsza porażka i mówią: “To nie dla mnie”.
Tak się składa, że pracuję jako trener mentalny z wybitnymi osobami. Do moich Klientów zaliczają się olimpijczycy, artyści i multimilionerzy. Im nie trzeba zazwyczaj tłumaczyć, na czym polega motywacja. Ich należy wspierać w determinacji. Kiedy z nimi rozmawiam, czuję, że są wyjątkowi w podejściu do pracy, a jednocześnie tak bardzo do nas podobni ze swoimi życiowymi problemami.

Mistrzostwo nie jest dla Ciebie jeśli wolisz komfort. Mistrzowie muszą bowiem znosić dyskomfort. Mistrzostwo nie jest dla Ciebie jeśli szukasz wymówek. Mistrzowie nie szukają wymówek, tylko rozwiązań. Mistrzostwo nie jest dla Ciebie, jeśli się nad sobą użalasz. Mistrzowie biorą się w garść bo użalanie obniża energię, której potrzebują.

I być może, kiedy Mistrzowie walczą o medal dla Polski, Ty siedzisz z wiadrem chipsów na kanapie i psioczysz na komentatorów sportowych. Być może, kiedy ktoś pracuje po 12h dziennie, żeby być wybitnym fachowcem, Ty wybierasz hejtowanie go w social media bo się wyróżnia i myśli inaczej niż przeciętni. Być może przez taką podstawę NIGDY NICZEGO SENSOWNEGO NIE OSIĄGNIESZ!

Ale jest też inna opcja. Bo może jest tak, że mam w tym tekście rację, ale odnosi się ona do 99,9% Polaków. I może Ty akurat należysz do tej wąskiej grupy ludzi, którzy mają pomysł na siebie i potrafią zapierdalać. I być może Ty jesteś w stanie hartować swoje ciało i umysł by osiągnąć nieprzeciętność. Ale jeśli tak, to:

a) Wyłącz się z wirtualnego świata i zadaj sobie pytanie: czym jest sukces dla ciebie?

b) Wstań od komputera i zrób dziś jeden mocny krok w stronę sukcesu w Twoim rozumieniu tego słowa. A najlepiej, zrób to teraz!

c) Powtarzaj przez kilka lat regularnie i… do zobaczenia na szczycie…

Wszak droga do MISTRZOSTWA zaczyna się dziś!

Jakub B. Bączek

Trener mentalny

Córeczko, wolałabym, żebyś była chłopcem.

Córeczko, wolałabym, żebyś była chłopcem.

To zapewne jedne z wielu słów, które słyszała, a które zapisały się na długo w jej podświadomości. Niełatwo jest podbijać świat, nosząc w sobie tak głębokie zranienia. Jej pierwsza płyta zawierała materiał napisany dla zupełnie innej wokalistki, która po prostu wycofała się z projektu. Podpisywanie kontraktu w młodym wieku często wiąże się z akceptacją warunków, które nie do końca są “nasze”.

Pomimo ciężkiego startu zarówno życiowego, jak i zawodowego nie poddała się. Wyciągała wnioski z każdej porażki i zuchwale sięgała po swoje.

Dziś ma swoją wytwórnię płytową, zrzeszającą artystów z najwyższej półki, wszystkie najważniejsze nagrody muzyczne w tym kraju stoją na jej półce, a jej piosenki stały się “standardami” polskiej muzyki rozrywkowej.

To właśnie jest #MentalPower!

Czy wiesz, o której silnej kobiecie mówię?

Nie polubię Cię!

Bezkompromisowa, innowatorska, zaskakująca.

Zawsze krok przed innymi. Nie boi się śmiałego przełamywania granic i stereotypów. Zdecydowanie “futurolożka” branży muzycznej 🙂 Często wybiera drogę pod prąd i chyba właśnie dlatego czuję z nią swego rodzaju specjalną więź. Imponuje mi swoją niepohamowaną kreatywnością i wytrwałością w działaniu. Pomimo swojego młodego wieku, od 15 lat utrzymuje pozycję topowego artysty na polskiej scenie muzycznej.

Czy wiesz, która unikalna kobieta jest moją inspiracją?

Ile masz dzisiaj lat? Tyle, na ile się czujesz.

Prawdziwa ikona stylu i elegancji. Erudytka, znawczyni sztuki, teatru oraz filmografii. Jej umiejętność dobierania słów oraz prezentacji na scenie od dawna zapiera mi dech w piersiach! Niezwykle silna kobieta, z ogromną pasją, bijącą od niej na kilometr 🙂 Jestem oddanym fanem jej urodzinowego rytuału. Co roku, w dzień swoich urodzin wstaje i pyta samą siebie: “Jak się dzisiaj czujesz?” I to właśnie na tej podstawie decyduje, ile lat właśnie kończy. Wszystko zaczyna się w głowie… 🙂

Czy wiesz, której niezwykłej kobiety dotyczy ten opis?

Kochane kobiety 🙂

W dniu Waszego święta dziękuję Wam za to, jak wielkimi inspiracjami jesteście dla świata. Za Waszą ogromną siłę, determinację, bezkompromisowość, wiedzę i umiejętności, dzięki którym fascynujecie.

Ściskam Was mocno z Senegalu,

Kuba 🙂

PS. Goździków i rajstop nie mam, ale jeśli napiszesz “prezent” w komentarzu, dostaniesz ode mnie małą niespodziankę 🙂

Czasem mam wrażenie, że moje życie to film przygodowy…

Czasem mam wrażenie, że moje życie to film przygodowy…

Zamknąłem jeden z najlepszych miesięcy swojej firmy EVER. W lutym 2019 spółka JBB wygenerowała bowiem przychód, na który kiedyś pracowaliśmy przez… 2 lata! Wygląda na to, że bariery są tylko w głowie i coraz bardziej rozumiem, jak się ich pozbyć.

Kilka dni póżniej, siedzę już w saloniku Turkish Airlines w Istambule i czekamy na samolot do Seulu. A tam… kolejny urlop! Muzeum Innowacji Samsunga, strefa zdemilitaryzowana na granicy z Koreą Północną, piękny hotel i dużo spacerków w innej rzeczywistości.

Nie gonią mnie terminy, mogę się cieszyć wolnością. Cieszyć się związkiem, relacjami, spokojem wewnętrznym i nieskrępowaną radością życia. Moje firmy zarabiają nawet kiedy śpię. Premiera kolejnej książki już za kilkanaście dni – czuję, że to będzie prawdziwy hit!

Czy tak było od zawsze? Oj nie! Początki były trudne. Musiałem pozbierać się z przeszłości, nauczyć się siebie i znaleźć misję, która mnie zainspiruje. Chcę podnosić przychody i jakość życia Polaków. I chcę to robić najlepiej w tym kraju.

Mając pasję często nie czuję na scenie, że jestem w pracy (choć oczywiście są i tygodnie, gdzie po 10-ciu wystąpieniach publicznych poprostu padam). Spotykając odważnych i mądrych ludzi, uczę się jak im pomagać i jak inspirować ich do dobrego życia.

Po powrocie z kolejnej mini-emerytury czeka mnie praca z 3-ma kadrami narodowymi, ludźmi z pierwszych stron gazet i wystąpienia dla największych firm w Polsce i na świecie. Czeka mnie też autorski event “Życie Pełne Pasji” na 1500 ludzi, choć na pierwszej jego edycji pojawiły się… 23 osoby!

Opowiem tam o tym, jak zmienić korzenie, by to, co wyrasta z naszego umysłu i rezonuje na rzeczywistość było zdrowe i wspierające. Opowiem, jak porządek w głowie pomaga mi tworzyć dobrobyt w swoim życiu. Opowiem, jak zmieniając siebie, inspirować innych. Opowiem o życiu z pasją.

Stery w swoje ręce bierzesz jednak Ty. Owszem, mam najskuteczniejsze narzędzia treningu mentalnego i nie zawaham się ich użyć dla Twojego dobra. To jednak Ty kierujesz swoimi decyzjami i wierzę, że mogą Cię one doprowadzić do dostatku i szczęścia!

Gdyby mój “film” miał na końcu napisy, to wyglądałyby tak:

W ROLI GŁÓWNEJ: Jakub B. Bączek
PRODUCENT: Jakub B. Bączek
REŻYSER: Jakub B. Bączek – Mental Trainer

Bo marzenia przecież nie spełniają się same…

Marzenia się SPEŁNIA!
Pora na Twoje życie z pasją!
Jaki byłby to film?

7 wniosków, które płyną z rankingu Forbesa

7 wniosków, które płyną z rankingu Forbesa

Ostatnie wydanie polskiej edycji „Forbesa” wpadło mi w ręce w drodze do Polski, gdy wracaliśmy z jednego z moich szkoleniowych wyjazdów. Publikację chłonąłem z ogromną przyjemnością. Ranking „100 Najbogatszych Polaków 2019” powinien być lekturą obowiązkową dla przedsiębiorców. Nie tylko dla tych, którzy już są na szczycie. Przede wszystkim dla aspirujących i chcących tam się znaleźć.

Historie najbogatszych mogą być inspiracją, kreują motywację i determinację do budowania własnego biznesu czy kariery. Wbrew pozorom, nie składają się z samych sukcesów. Nie brakuje w nich porażek, czyli lekcji, jak uczyć się na własnych błędach.

1 – Nie oceniaj, bierz przykład

Największy błąd, jaki można popełnić, to zestawienie majątku polskich najbogatszych z rankingami z innych krajów. To są polscy przedsiębiorcy, działający w naszych warunkach i korzystający z określonego potencjału, jaki ma polska gospodarka. Zachód miał to szczęście, że budował kapitalizm przez setki lat. Wschód – hmm… tu jest inna skala i inne możliwości. Skupmy się więc na naszym rynku.

Opisywanym bohaterom oczywiście nie zazdroszczę. Nagle wszyscy wiedzą, kto ma ile i jak fortunę powiększył. W Polsce nadal bezpieczniej jest być w cieniu i z osiągnięciami się nie ujawniać. Szkoda, bo ludzie kreujący miejsca pracy, tworzący własny majątek i w konsekwencji PKB, zasługują na szacunek, a ich dążenie do sukcesu to przykład do naśladowania.

2 – Nigdy nie myśl, że coś jest Ci dane na zawsze

W najnowszym rankingu jest aż 43 miliarderów, czyli dwa razy więcej niż przed 11 laty. Choć połowa dawnych miliarderów spadła – według miesięcznika – „do drugiej ligi”, ich miejsce zajęły nowe gwiazdy. Z tego lekcja numer 2 – nigdy nie myśl, że coś jest Ci dane na zawsze.

Michał Sołowow, lider rankingu i twórca potęgi takich marek jak Barlinek, Cersanit, czy Synthos, wraca właśnie na szczyt notowań. Po 12 latach. Kiedyś otwierał listę z 7 mld zł. Teraz, by być liderem, trzeba było ten majątek niemal podwoić. Michał Sołowow udowodnił, że powrót w pięknym stylu jest możliwy.

3 – Szukaj nowych możliwości, nawet w tradycyjnych branżach

Lider listy Forbesa swój sukces osiągnął inwestując w budowlance czy w sektorze chemicznym. Czy to oznacza, że nie jest „innowacyjny”? Zdecydowanie nie. W tradycyjnych branżach też można być innowacyjnym. Trzeba tylko znaleźć nowy pomysł i zbudować przewagę konkurencyjną swojej firmy. Nie każda firma musi być technologiczna. Swoją drogą – to bardzo budujące, że twórcy polskich gier, jak Paweł Marchewka, założyciel Techlandu, czy Marcin Iwiński z CD Projektu pną się w rankingach coraz wyżej.

4 – Zgoda buduje, niezgoda rujnuje

Na 30. miejscu listy „Forbesa” znalazł się Leszek Gierszewski, twórca firmy Drutex z Bytowa. Z rodziną. To polska firma, jedno z polskich okien na świat, czyli wybitny eksporter. Drutex to absolutna, światowa, okienna ekstraklasa. Od lat firma inwestuje w wizerunek na świecie, zatrudniając m. in. wybitnych piłkarzy klasy światowej. Martwi mnie jednak, że z powodu konfliktu w akcjonariacie (czytaj – w rodzinie) ten wizerunek teraz mocno cierpi. A więc lekcja numer 4: chcąc podbijać świat nie zapominajmy o przedpolu. Stara piłkarska zasada mówi – kiwanie się pod własną bramką może prowadzić do utraty gola. Tu wizerunkowe skutki mogą być opłakane. Trzymam kciuki za akcjonariuszy bytowskiej firmy. Z rodziną warto usiąść nie tylko do świątecznego stołu. Czasem warto ochłonąć, usiąść do stołu negocjacyjnego i przeprowadzić szczerą, analityczną rozmowę. Nie ma takiej drogi, z której nie można zawrócić.

5 – Tworząc biznes zadbaj o odpowiedni balans

Skoro już jesteśmy przy rodzinie – pamiętajmy, że nasi bliscy są ważniejsi od pieniędzy. Musze przyznać, że kiedyś, gdy tworzyłem własne firmy, popełniłem bardzo duży błąd. Byłem firmą, a nie człowiekiem. Moi bliscy na tym cierpieli. Pracowałem po 16 godzin dziennie, bez świąt, urodzin czy wakacji. Gdyby nie wyszło, byłbym dziś pewnie kolejnym sfrustrowanym trzydziestolatkiem. Ale wyszło i… jestem szczęśliwy i wolny finansowo. Dlatego teraz staram się to wynagrodzić bliskim. Życie rodzinne i pracę można pogodzić, trzeba tylko zadbać o odpowiednią organizację i wyznaczyć priorytety.

6 – Marzenia się spełnia

Bohaterowie listy „Forbesa” z pewnością nigdy by się na niej nie znaleźli, gdyby nie mieli marzeń i określonych celów. Dlatego warto marzyć i stawiać sobie ambitne zadania, nawet jeśli na początku drogi wydają się nierealne do zrealizowania. Potem już tylko zadbaj o właściwą energię i determinację. Celujesz w księżyc? Świetnie. Nawet jeśli w niego nie trafisz to i tak znajdziesz się między gwiazdami. Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia.

7 – Nie musisz być najbogatszy, by być spełnionym

Historie bohaterów listy Forbesa mogą być inspiracją i lekcją nie tylko dla tych, którzy chcą osiągnąć sukces w biznesie. W pracy na etacie nie ma nic złego, jeśli jest pasjonująca i daje satysfakcję. Nie da się zrealizować celu, jeśli go sobie nie postawimy. Nie można osiągnąć sukcesu, jeśli robi się coś na siłę. Nie da się też ciągle wygrywać, bo życie toczy się własnym torem. Ma wzloty i upadki. Najważniejsze to wiedzieć, co się chce robić i mieć determinację, by cel osiągnąć. Porażki warto traktować jak lekcje. Każde nieudane przedsięwzięcie może być nauką na przyszłość. Kiedy już opadnie kurz emocji – spójrz na nie z dystansu i zastanów się: jaką rolę mam tu do odegrania? Co los mi przez to chce powiedzieć? Wnioski niech Ci służą do budowania swojej wewnętrznej siły mentalnej i determinacji w dążeniu.

Ważna jest też droga, nie sam cel. I tego uczy mnie lista Forbesa!

6 sposobów, które pozwolą ci stać się hiperproduktywnym menedżerem

6 sposobów, które pozwolą ci stać się hiperproduktywnym menedżerem

Po założeniu swojej pierwszej firmy żyłem w iluzji, że wszystko najlepiej zrobię sam, a delegowanie to zwykła strata czasu. Zajmowałem się więc marketingiem, odpisywałem na wszystkie maile i parzyłem kawę prezesowi, czyli… sobie samemu. Mentalne „acha!” nadeszło tuż po moim pierwszym w życiu urlopie. Kiedy okazało się, że odpisałem na ponad 200 maili w 90 minut, zrozumiałem po raz pierwszy, na czym polega hiperproduktywność. Od tamtej pory nic w biznesie nie było już dla mnie takie jak dotychczas.

Dwie najmocniejsze inspiracje pojawiły się jeszcze w dzień lądowania w Polsce. Po raz pierwszy od dwóch tygodni uruchomiłem komputer, a na moją skrzynkę mailową powoli zaczęły spływać wiadomości z okresu mojej nieobecności. Dotychczas spędzałem sporo czasu, odpisując na maile każdego dnia pracy. Właściwie nie zamykałem skrzynki elektronicznej przez cały dzień, a każdy sygnał nadejścia nowego maila oznaczał dla mnie przerwanie wszystkiego, co robię, i natychmiastową reakcję. Czułem się wtedy wszechmocny (bo przecież wszystko miałem pod kontrolą) i… ciągle zmęczony.

Pierwsze „otrzeźwienie” polegało na tym, że zatroszczyłem się w jednym ciągu czasowym o sprawy z ponad 200 maili i miałem poczucie, że moje niesprawdzanie skrzynki pocztowej nie wywołało ani żadnego kryzysu, ani żadnej straty dla firmy. Jeśli więc można odpisać na 200 maili w 90 minut, to po co poświęcać godzinę dziennie na 20 maili?

Druga inspiracja pojawiła się z kolei w trakcie komunikacji z UEFA. Moja firma współuczestniczyła w organizacji Euro 2012, miałem więc bezpośredni kontakt z dyrektorką działu eventów ze Szwajcarii. Okazało się, że mailowa komunikacja z przedstawicielką UEFA zajęła mi tyle samo czasu, co odpisanie na maila w sprawie pojedynczego zakupu e‑booka za 15 zł. Kiedy zrozumiałem, że na oba maile poświęciłem po 5 minut, oblał mnie zimny pot i pojawiła się konstatacja, że nie mam pojęcia ani o zarządzaniu sobą w czasie, ani o zarządzaniu firmą w ogóle. Na szczęście dynamiczny rozwój firmy i to, że zaczęliśmy w niej zatrudniać kilkaset osób, wymusiły na mnie naukę efektywnego działania.

Dziś, kiedy do tej pierwszej firmy dołączyły jeszcze kolejne i kiedy odpowiadam za kilka międzynarodowych projektów, stosuję 90‑minutowe okienka hiperproduktywności, które pozwalają mi nie tylko na sprawne zarządzanie wieloma przedsięwzięciami, ale i podnoszą moją motywację oraz powodują, że pomimo sporej odpowiedzialności nie cierpi na tym ani moje życie prywatne, ani zdrowie. Dzięki kilku zasadom (opartym na wynikach badań naukowych) udaje mi się utrzymać równowagę i cieszyć się projektami, za które odpowiadam. Nie mówiąc już o tym, że pozwalam sobie na znacznie więcej podróży w ciągu roku niż statystyczny prezes czy właściciel firmy.

1. Wykorzystaj najlepsze okienko percepcyjne doby

Naukowcy są zgodni co do tego, że najlepszym okresem dla efektywności umysłowej w ciągu dnia jest pierwsze 120 minut po przebudzeniu się. Bez względu na to, czy budzimy się o 6:00, czy o 10:00, po otwarciu oczu opada w naszym organizmie poziom melatoniny, a podnosi się kortyzol, który sprzyja wytężonemu działaniu.

Problem współczesności polega na tym, że wielu menedżerów i praktycznie wszyscy pracownicy spędzają ten efektywny dla swojego umysłu czas, stojąc w korku do pracy. Postanowiłem więc (oprócz decyzji, że zakupiliśmy biuro w pobliżu mojego mieszkania) swoje 90 minut hiperproduktywności zaplanować na czas po śniadaniu, jeszcze w mieszkaniu. Dzięki temu korzystam z rześkości umysłu i czasem udaje mi się zrealizować 90% planów dziennych, jeszcze zanim wyjdę do biura (o ile w ogóle jest jeszcze sens do niego wychodzić). Resztę dnia można wtedy poświęcić na spotkania (unikam ich jak ognia, ale to temat na inny tekst), telefony czy pisanie. Najczęściej mam jednak poczucie, że do godziny 11:00 już „odhaczyłem” najważniejsze tematy dnia, a to daje nie tylko motywację do zarządzania strategicznego, ale jest też najzwyczajniej w świecie przyjemne.

2. Zatroszcz się o kolejne sprawy, jedna po drugiej, bez priorytetyzacji

Wbrew temu, co zalecają podręczniki zarządzania sobą w czasie, odkryłem, że przy odpisywaniu na maile czy czytaniu pism warto robić to na zasadzie: jedna sprawa za drugą. Nadawanie priorytetów w trakcie twoich 90 minut hiperproduktywności może sprawiać, że tracisz rytm i masz tendencję do odkładania tematów, które w danym momencie wydają się mniej ważne (albo na odwrót: najważniejsze).

Działanie „mail po mailu”, „pismo po piśmie” daje także poczucie sprawczości i stan flow. Oczywiście nie oznacza to, że na każdą sprawę muszę reagować bezpośrednio ja. Najczęściej przy mailach czy pismach korzystam z zasady ZEDA, czyli Zrób (osobiście), Eliminuj (pozbądź się), Deleguj (np. przesyłając wiadomość nawet bez komentarza) lub Automatyzuj (np. wyłącz subskrypcję niechcianego newslettera lub deleguj uprawnienia do przejęcia komunikacji w tej sprawie swojemu asystentowi). Skutek jest taki, że po 90 minutach (a często nawet szybciej) mam „wyczyszczoną” skrzynkę pocztową, kuwetę z dokumentami „to do” i przydzielone zadania swoim najbliższym pracownikom. Na koniec chciałbym podkreślić, że jestem zwolennikiem priorytetyzacji, ale poza 90‑minutowym okienkiem hiperproduktywności.

3. Skorzystaj z mądrości starożytnego Paragwaju

Wciąż zaskakuje mnie fakt, że w większości kafejek korporacyjnych nie podaje się yerba mate. Właściwie bardzo trudno kupić w Polsce ten napój, a jeśli jest już gdzieś podawany, to najczęściej z torebki.

Yerba to zmielone liści i łodygi ostrokrzewu paragwajskiego. Wszelkie badania prowadzone w Ameryce Południowej (m.in. Vassallo) wskazują, że yerba mate stymuluje ośrodkowy układ nerwowy lepiej niż kawa. Zresztą posiada około 2% kofeiny znanej nam z kawy i w dodatku polifenole, które mają właściwości przeciwutleniające (są antyoksydantami). Staram się pić yerbę stosunkowo rzadko, żeby nie uodpornić się na jej działanie i nie stanąć przed koniecznością zwiększenia dawki. Jednak w momentach ważnych lub w trakcie swoich 90 minut hiperproduktywności parzę yerbę w tradycyjny sposób i czuję jak energia mentalna stopniowo uwalnia się w moim mózgu i sprzyja skutecznemu działaniu.

4. Pamiętaj, że porządek na biurku wpływa bezpośrednio na porządek w głowie

Mózgi współczesnych ludzi są przebodźcowane. Istnieje nawet hipoteza, że współczesny mózg musi przetworzyć w ciągu jednego tylko dnia tyleż bodźców, ile mózg naszych dziadków analizował przez… całe życie. Nawet jeśli jest to przesadzona metafora, z pewnością na co dzień atakują nas tysiące dźwięków, zapachów, smaków, pobudzeń dotykowych i stymulatorów wzrokowych. Nie jest więc zaskoczeniem dla naukowców to, że coraz częściej cierpimy na spadki energii czy przeciążenia (które wielokrotnie przeradzają się w wypalenie zawodowe). Między innymi dlatego warto uporządkować przestrzeń swojej pracy (biurko i jego otoczenie) jeszcze przed rozpoczęciem 90 minut hiperproduktywności. Okazuje się bowiem, że nawet jeśli nie postrzegamy bałaganu w dokumentach w sposób świadomy, do naszego mózgu i tak dociera na peryferiach świadomości obraz rozgardiaszu, a mózg spala glukozę, żeby przetworzyć ten obraz i podjąć decyzję, czy ma w tym przypadku jakkolwiek reagować, czy też nie. Krótko mówiąc, zmniejszając nieporządek na zewnątrz, zwiększamy szanse na porządek mentalny wewnątrz, a wtedy dużo łatwiej o efektywną pracę.

5. Zaufaj ludziom, którzy zawodowo zajmują się motywacją

Choć wielu menedżerów podchodzi sceptycznie do mówców motywacyjnych i coachingu, istnieje wiele badań, które wskazują, że słuchanie takich osób jak Les Brown czy Eric Thomas faktycznie wpływa pozytywnie na poziom naszego pobudzenia, a to wprost proporcjonalnie może się przekładać na efektywność osobistą.

Badania profesora Cialdiniego (Pre‑swazja) wskazują, że zarówno cytaty motywacyjne w pobliżu biurka, jak i „teledyski” motywacyjne z YouTube’a mogą przyczynić się do transferu energii mentalnej. Raz na jakiś czas rozpoczynam więc swoje 90 minut hiperproduktywności od montażu Mateusza M. lub nawet energetycznej muzyki, a następnie korzystam z pobudzenia układu nerwowego, by wejść w rytm i tryb hiperproduktywności. Jako że w moim przypadku słuchanie muzyki i praca nie idą w parze (wygląda na to, że jest to kwestia indywidualna), najpierw wyłączam nagranie motywacyjne, a następnie zasiadam do pierwszej sprawy, którą mam pod ręką, i… oddaję się stanowi flow.

6. Ustaw budzik na 60 minut i zaprogramuj 3 „drzemki”

Na koniec pora wyjaśnić, czemu stosuję akurat 90‑minutowe bloki, a nie na przykład godzinne. Podobnie jak fazy snu trwają około 90 minut, tak i nasz umysł potrzebuje odpoczynku po około 90 minutach wytężonej aktywności w ciągu dnia. Nie bez powodu większość wykładów akademickich trwa właśnie 1,5 godziny. Naprawdę warto po każdych 90 minutach pracy zrobić sobie przerwę i dotlenić mózg.

Po kilku eksperymentach i wprowadzaniu poprawek odkryłem, że najbardziej motywuje mnie (co zresztą jest spójne z wynikami badań dra Breusa) nastawienie budzika w telefonie (przypominam: w okresie hiperproduktywności sygnał połączeń czy SMS‑ów jest u mnie wyłączony) na 60 minut. Po równej godzinie od startu pracy pojawia się więc pierwszy alarm dźwiękowy, a ja włączam drzemkę. Jest ona tak zaprogramowana, żeby pojawiły się 3 sygnały, każdy co 10 minut. Dzięki tej taktyce w mojej głowie powstaje pobudzające napięcie – że mój czas jest ograniczony – i dzięki temu utrzymuję sprawne tempo działania. Kolejne drzemki są tym bardziej motywujące, bo zaznaczają w mojej uwadze „końcówkę czasu” i nierzadko przez te ostatnie 10 minut udaje mi się zrobić więcej konstruktywnych rzeczy niż kiedyś przez 2 godziny…

Te i inne sposoby na 90‑minutowe flow produktywności pozwoliły mi z czasem realizować więcej projektów i otwierać kolejne firmy. W pierwszej z nich, w której kiedyś popełniałem wszelkie możliwe błędy menedżerskie wynikające z ego, pojawiam się obecnie tylko raz w miesiącu na rozmowę z osobą zarządzającą. I pewnie nie będzie to zaskoczeniem, jeśli napiszę, że spotkania te trwają 90 minut (a już na pewno ani minuty dłużej). Staram się również wdrażać 90‑minutowe okienka hiperproduktywności w pracy swoich menedżerów. Dzięki temu cały nasz zespół pracuje sprawniej, szybciej i z większym poczuciem mocy sprawczej. Inspirację tym tematem zastosowałem także w świecie sportu. Motywując Ulę Radwańską czy pracując z polskimi olimpijczykami, często aplikowaliśmy sobie właśnie 90‑minutowe okienka percepcyjne na wykonanie bolesnych i prokrastynowanych dotychczas zadań. Doświadczenia wskazują, że hiperproduktywność lubi ramy czasowe.